Co on sobie wyobraża?! Myśli, że może mnie ot tak całować? O nienienie. Nie jestem jakąś rozwydrzoną laską, która tylko o tym marzy. I jeszcze ta akcja na korytarzu. Nie no, dziś zdecydowanie przesadził. Przecież nie było powiedziane, że jesteśmy razem. No okej, może jest przystojny i te zniewalające oczy... Nie! O czym ja myślę, przecież jestem na niego zły! Ehh, co za uroczy palant...
•••
Po dość szybkim ogarnięciu się, wyszedłem z pokoju. Omijała mnie właśnie historia, ale cóż... Zrzucę na ból głowy... Szybkim krokiem, niemal truchtem, pokonałem odległość dzielącą mnie od drzwi do sali chemicznej, w której miałem lekcję za 20 minut. Siadając na podłodze nie zauważyłem, że niedaleko ktoś siedzi. Westchnąłem głośno i wyjąłem z torby słuchawki. Podłączyłem je do telefonu, włączyłem głośną muzykę i włożyłem je do uszu. Po pewnym czasie ktoś do mnie podszedł. Nie zauważyłbym go, gdyby nie położył mi dłoni na udzie. Podskoczyłem na ten gest i skierowałem wzrok na twarz chłopaka. Miał zapuchnięte oczy, zdaje mi się, ze płakał i to z mojej winy. Może nie powinienem uciekać... Co?! Nie! Sam jest sobie winien. Zrzuciłem jego dłoń z uda.
- Pogadamy? - Michael spytał cichutkim głosem, przerywając tym samym ciszę.
- Nie mamy o czym. - Miki usiadł obok mnie, zdecydowanie za blisko.
- Jak to nie mamy o czym? - zdziwił się lekko - A to co się zaczęło rozwijać między nami? - Jego ręka znów powędrowała w moja stronę.
- Między nami nic nie było. - uparcie próbowałem go nie przytulic. Był taki smutny. Ale zasłużył sobie.
- Rozwijało. - Chwycił mnie za rękę, a jego palce zacisnęły się na mojej dłoni. Głos mu drżał.
- Nie, nie było. Zostaw mnie w spokoju. - wyrwałem swoją rękę z jego uścisku i wstałem.
Pobiegłem do łazienki i schowałem się w jednej z kabin. Rozpiąłem plecak i poszukałem w nim saszetki. Kiedy znalazłem, szybkim ruchem wyjąłem dwa przedmioty ze środka i położyłem je sobie na kolanach. Chwyciłem do ręki prostokątny przedmiot o zaokrąglonych bokach. Bawiłem się chwilę, po czym nacisnąłem na przycisk. Zapalniczka od razu się zapaliła, ukazując jasny i ciepły płomyk. Patrzyłem kilka sekund na niego, po czym, jakby z przyzwyczajenia, sięgnąłem po trutkę, którą był papieros. Delikatnie wsunąłem sobie go między wargi, zbliżyłem płomień zapalniczki do końca papierosa i odpaliłem. Zaciągnąłem się lekko dymem, po czym powoli uwalniałem go z płuc, tworząc dymne wzory, powtarzając to jeszcze kilka razy. Siedziałem w tej kabinie nie wiadomo ile, paląc fajkę za fajką. Niby miałem to rzucić, bo nie chciałem się uzależnić, jak moi znajomi, jednak sytuacja z tą szkołą mnie przerasta. Chłopak, którego znam niecały tydzień, całuje mnie, opuściłem większość lekcji. Ja chcę wrócić co domu... Tam też nie jest kolorowo, ale przynajmniej nie ma Michaela i tej pierdolonej szkoły. Sięgnąłem po następnego papierosa, kiedy moje palce natrafiły na coś zimnego. Wyciągnąłem to i uśmiechnąłem się smutno. Trzymałem w dłoni żyletkę. Śmieszne, bo myślałem, ze wszystkie wyrzuciłem. A jednak jest. W idealnym momencie do odstresowania się. Wpatrywałem się w srebrny przedmiot, chwile wahając się, czy go w ogóle użyć. Do dziś pamiętam tą przyjemność, płynącą z kontaktu tej małej rzeczy z moją skórą. Ale również pamiętam, jak trudno było mi przestać. Zastanawiałem się nad tym, dopóki nie usłyszałem, że ktoś wszedł do łazienki. Z moich oczu popłynęły łzy, kiedy usłyszałem, że to Miki mówiący do siebie "Po co to robiłeś idioto?! Po co?!". Zdawało mi się, ze płakał, a może to ja? Sam już nie wiem. Zacisnąłem palce na żyletce, która coraz bardziej kusiła. Wreszcie postanowiłem, chwyciłem pewniej ostrze i zbliżyłem je do skóry na przedramieniu. Pierwsze cięcie jak zawsze spotkało się z cichym syknięciem. Po policzku spłynęły mi łzy. Powoli zacząłem rozcinać skórę, tworząc drugą ranę. Wtedy syknąłem głośniej i najwyraźniej ktoś z zewnątrz to usłyszał. Słyszałem kroki zbliżające się w moja stronę, nagle drzwi mojej kabiny zostały gwałtownie otwarte. Zobaczyłem w nich Mikiego. W jego oczach mogłem wyczytać bardzo różne emocje: wściekłość, smutek, rozczarowanie i zdziwienie. Spojrzał na mnie, po czym skierował wzrok na moje ręce.
- Co ty wyprawiasz?! - niemalże krzyknął, lecz głos mu się łamał.
- Nic takiego. - odparłem spokojnie.
- Proszę, przestań. Teraz. - powiedział ze łzami w oczach.
- Dlaczego? Co tobie w ogóle do tego?! Poza tym to wszystko twoja wina! - krzyczałem czując jak do oczu napływają mi kolejne łzy.
- To mi do tego, że mi na tobie zależy! - podciągnął rękaw bluzy i podsunął mi swoje przedramię
- Proszę. A teraz tnij tyle razy, ile razy zamierzałeś zrobić to u siebie! - powiedział prawie opanowanym głosem.
- Nie zrobię tego. Nie mogę.
- Czemu? Przecież to wszystko moja wina! Jeżeli zrobisz to na mojej ręce i tak zranisz mnie mniej, niż gdy robisz to na swojej.
- Przepraszam. - wydukałem upuszczając zakrwawioną żyletkę.
- Ja też cię przepraszam... - powiedział Miki wycierając łzy z mojej twarzy - Idę szybko po jakiś bandaż. Czekaj tu na mnie. - powiedział, wybiegając szybko z łazienki. Po 3 minutach wrócił i opatrzył mi rękę.
- Proszę, skończone. - powiedział i uśmiechnął się smutno. - Proszę, obiecaj, że tego więcej nie zrobisz.
- Naprawdę aż tak ci na mnie zależy?
- Naprawdę.
- Obiecuję. - powiedziałem, po czym Miki przytulił mnie lekko. Odwzajemniłem uścisk i staliśmy tak przez następne kilka minut, tylko przytulając się.
- Pogadamy? - Michael spytał cichutkim głosem, przerywając tym samym ciszę.
- Nie mamy o czym. - Miki usiadł obok mnie, zdecydowanie za blisko.
- Jak to nie mamy o czym? - zdziwił się lekko - A to co się zaczęło rozwijać między nami? - Jego ręka znów powędrowała w moja stronę.
- Między nami nic nie było. - uparcie próbowałem go nie przytulic. Był taki smutny. Ale zasłużył sobie.
- Rozwijało. - Chwycił mnie za rękę, a jego palce zacisnęły się na mojej dłoni. Głos mu drżał.
- Nie, nie było. Zostaw mnie w spokoju. - wyrwałem swoją rękę z jego uścisku i wstałem.
Pobiegłem do łazienki i schowałem się w jednej z kabin. Rozpiąłem plecak i poszukałem w nim saszetki. Kiedy znalazłem, szybkim ruchem wyjąłem dwa przedmioty ze środka i położyłem je sobie na kolanach. Chwyciłem do ręki prostokątny przedmiot o zaokrąglonych bokach. Bawiłem się chwilę, po czym nacisnąłem na przycisk. Zapalniczka od razu się zapaliła, ukazując jasny i ciepły płomyk. Patrzyłem kilka sekund na niego, po czym, jakby z przyzwyczajenia, sięgnąłem po trutkę, którą był papieros. Delikatnie wsunąłem sobie go między wargi, zbliżyłem płomień zapalniczki do końca papierosa i odpaliłem. Zaciągnąłem się lekko dymem, po czym powoli uwalniałem go z płuc, tworząc dymne wzory, powtarzając to jeszcze kilka razy. Siedziałem w tej kabinie nie wiadomo ile, paląc fajkę za fajką. Niby miałem to rzucić, bo nie chciałem się uzależnić, jak moi znajomi, jednak sytuacja z tą szkołą mnie przerasta. Chłopak, którego znam niecały tydzień, całuje mnie, opuściłem większość lekcji. Ja chcę wrócić co domu... Tam też nie jest kolorowo, ale przynajmniej nie ma Michaela i tej pierdolonej szkoły. Sięgnąłem po następnego papierosa, kiedy moje palce natrafiły na coś zimnego. Wyciągnąłem to i uśmiechnąłem się smutno. Trzymałem w dłoni żyletkę. Śmieszne, bo myślałem, ze wszystkie wyrzuciłem. A jednak jest. W idealnym momencie do odstresowania się. Wpatrywałem się w srebrny przedmiot, chwile wahając się, czy go w ogóle użyć. Do dziś pamiętam tą przyjemność, płynącą z kontaktu tej małej rzeczy z moją skórą. Ale również pamiętam, jak trudno było mi przestać. Zastanawiałem się nad tym, dopóki nie usłyszałem, że ktoś wszedł do łazienki. Z moich oczu popłynęły łzy, kiedy usłyszałem, że to Miki mówiący do siebie "Po co to robiłeś idioto?! Po co?!". Zdawało mi się, ze płakał, a może to ja? Sam już nie wiem. Zacisnąłem palce na żyletce, która coraz bardziej kusiła. Wreszcie postanowiłem, chwyciłem pewniej ostrze i zbliżyłem je do skóry na przedramieniu. Pierwsze cięcie jak zawsze spotkało się z cichym syknięciem. Po policzku spłynęły mi łzy. Powoli zacząłem rozcinać skórę, tworząc drugą ranę. Wtedy syknąłem głośniej i najwyraźniej ktoś z zewnątrz to usłyszał. Słyszałem kroki zbliżające się w moja stronę, nagle drzwi mojej kabiny zostały gwałtownie otwarte. Zobaczyłem w nich Mikiego. W jego oczach mogłem wyczytać bardzo różne emocje: wściekłość, smutek, rozczarowanie i zdziwienie. Spojrzał na mnie, po czym skierował wzrok na moje ręce.
- Co ty wyprawiasz?! - niemalże krzyknął, lecz głos mu się łamał.
- Nic takiego. - odparłem spokojnie.
- Proszę, przestań. Teraz. - powiedział ze łzami w oczach.
- Dlaczego? Co tobie w ogóle do tego?! Poza tym to wszystko twoja wina! - krzyczałem czując jak do oczu napływają mi kolejne łzy.
- To mi do tego, że mi na tobie zależy! - podciągnął rękaw bluzy i podsunął mi swoje przedramię
- Proszę. A teraz tnij tyle razy, ile razy zamierzałeś zrobić to u siebie! - powiedział prawie opanowanym głosem.
- Nie zrobię tego. Nie mogę.
- Czemu? Przecież to wszystko moja wina! Jeżeli zrobisz to na mojej ręce i tak zranisz mnie mniej, niż gdy robisz to na swojej.
- Przepraszam. - wydukałem upuszczając zakrwawioną żyletkę.
- Ja też cię przepraszam... - powiedział Miki wycierając łzy z mojej twarzy - Idę szybko po jakiś bandaż. Czekaj tu na mnie. - powiedział, wybiegając szybko z łazienki. Po 3 minutach wrócił i opatrzył mi rękę.
- Proszę, skończone. - powiedział i uśmiechnął się smutno. - Proszę, obiecaj, że tego więcej nie zrobisz.
- Naprawdę aż tak ci na mnie zależy?
- Naprawdę.
- Obiecuję. - powiedziałem, po czym Miki przytulił mnie lekko. Odwzajemniłem uścisk i staliśmy tak przez następne kilka minut, tylko przytulając się.