piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział I


                                                                                                                                                                




Po czterech długich godzinach jazdy samochodem z moją wspaniałą matką dojechaliśmy wreszcie do wielkiej budowli. Z tego co się dowiedziałem był to kiedyś zamek jakiegoś gościa, który ubzdurał sobie, że jest czarodziejem. Ta, jasne. Oglądałem scenerię, która przewijała się za oknem samochodu. Już tylko niecałe sto metrów dzieliło mnie od nowego więzienia, chociaż musiałem przyznać, że wygląd tego miejsca robił wrażenie. Za wielką żelazną bramą rozciągał się ogród pełen krzewów, róż oraz innych kwiatów. Wszędzie było pełno małych żywopłotów i drzew, gdzieniegdzie poustawiane były ławki oraz kilku osobowe huśtawki. Ogród był taki bajkowy... Fuj. Chociaż bardzo fajny na randkę, czy coś. Wracając do scenerii, żwirowy podjazd otaczał szereg posągów, a każdy przedstawiał inną scenkę. Będę musiał się im później przyjrzeć dokładniej. Podjazd kończył się kawałek przed głównymi drzwiami. Szkoła wyglądała imponująco, budynek z cegły koloru granatowego, co było dość niecodzienne, ale robiło wrażenie. Pewnie dalej oceniałbym otoczenie, jednak lekko stłumiony głos matki sprowadził mnie na ziemię. Wyjąłem słuchawki z uszu i spojrzałem na nią.

- Słucham mamo? - zapytałem słodko.

- Dojechaliśmy. - wyjaśniła. - Bierz torby i idź już. Jakiś chłopak na ciebie czeka.

Spojrzałem w stronę drzwi i faktycznie czekał na mnie wysoki, szczupły, lekko umięśniony brunet. Przez moment się w niego wpatrywałem taksując go wzrokiem, lecz zaraz się otrząsnąłem i szybko wysiadłem. Wolnym krokiem podszedłem do bagażnika i otworzyłem go. Kilkoma ruchami wyjąłem 3 pomniejsze torby, ale problem pojawił się przy wyjmowaniu walizki. Zdecydowanie była za ciężka...

- Pomóc ci? - na dźwięk nieznanego głosu podskoczyłem i oczywiście jak to ja i mój pech, uderzyłem głową w drzwi bagażnika. Nawet nie zorientowałem się, że nie upadłem na ziemię jak wór ziemniaków, tylko ktoś mnie podtrzymał. Spojrzałem w górę i zamarłem. Nade mną pochylał się ten brunet spod drzwi, spróbowałem stanąć na nogi, ale pewne silne ramiona mi to uniemożliwiały.

- Eeee... dzięki, ale możesz mnie już... no wiesz... puścić. - wymamrotałem cicho.

- Tak, już. Przepraszam. - chłopak się wyprostował puszczając mnie z ociąganiem. - Nazywam się Michael. - wyciągnął dłoń w moim kierunku.

- Alexander - uścisnąłem jego dłoń, niepewnie się uśmiechając.

- Wracając do pytania. Pomóc ci z tym? - Wskazał na dość sporą walizkę, z którą nie mogłem sobie poradzić.

- Jeśli możesz...

Chwile później wchodziłem już z Michaelem do szkoły. Moja matka odjechała z piskiem opon, w chwili, gdy tylko odszedłem kawałek od samochodu. Nawet mnie to nie zdziwiło. Szkoda tylko, że ten Michael to widział i pewnie sobie pomyśli, że jestem jakimś dziwadłem przed którym własna matka ucieka. To znaczy, on nie wskazywał na to, że miał zamiar uciec czy zacząć się wyśmiewać. Podążałem za jego zgrabną sylwetką, mając cichą nadzieję, że się odezwie. Szliśmy w milczeniu, słychać było tylko pomrukiwania za niektórymi drzwiami i nasze spokojne oddechy. Tak się skupiłem na jego ruchach, że nie zauważyłem, kiedy się zatrzymał. Tak trochę na niego wpadłem i się potknąłem. Chłopak błyskawicznie puścił torbę i się odwrócił kolejny raz mnie łapiąc. Spojrzał na mnie uśmiechając się rozbrajająco, co spowodowało u mnie przeklęty rumieniec. Czemu w ogóle się zarumieniłem?! Przecież on nic takiego nie zrobił, tylko się uśmiechnął. Bardzo ładnie się uśmiechnął, bardzo bardzo ładnie. STOP! Przecież to tylko chłopak, który złapał mnie dzisiaj dwa razy i ma ładny uśmiech. To wszystko. Spojrzałem na niego i odkryłem, że patrzy na mnie z zainteresowaniem w tych pięknych wielkich oczach. STOP PONOWNIE! Z czego on się śmieje? Ej co jest?! Spróbowałem stanąć na nogi, ale jego uścisk tylko się umocnił.

- Chyba będę musiał często z tobą przebywać. - Spojrzałem na niego ze zdziwieniem. Niby czemu miałby ze mną często przebywać?!

- Em.. Cze-emu? - uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Ktoś musi cię łapać, kiedy upadasz. Chyba nie chcesz się uszkodzić? Szkoda będzie tej ślicznej twarzyczki, no i tego tyłka. - powiedział rozbawiony obserwując moja reakcje.

Oczy rozszerzyły mi się do granic możliwości, a usta otworzyły się ze zdziwienia. Patrzyłem na niego chwile po czym znowu spróbowałem stanąć, tym razem mi na to pozwolił. Odsunąłem się od niego o krok i nie patrząc na chłopaka złapałem za torby.

- To mój pokój? - spytałem tak cicho, że nie byłem pewny czy usłyszał.

- Tak twój. Ja mieszkam tutaj.  - wskazał na drzwi na przeciwko moich. Co za zbieg okoliczności... - Jakbyś czegoś potrzebował, przyjdź. Jestem o rok wyżej niż ty, ale spokojnie mam dużo wolnego czasu.

- Mhm... No to ja już raczej dam radę. - otworzyłem drzwi do pokoju i znowu prawie upadłem, jednak tym razem uratowała mnie futryna. Wszedłem do środka ostrożnie, oglądając uważnie pomieszczenie w kolorze błękitu. Na przeciwległej od drzwi ścianie znajdowało się duże okno, a pod nim siedzenie zastępujące parapet. Wiecie takie jak w filmach dla nastolatek z poduszkami i w ogóle. Po lewej stronie stało biurko oraz szafa z ciemnego drewna, a po prawej łóżko i komoda. Nad biurkiem była przymocowana do ściany półka na książki, nad łóżkiem była podobna, tylko trochę wyżej zawieszona i mniejsza. Miałem również dosyć sporo miejsca na poruszanie się, więc nie ma tragedii. Odwróciłem się, kiedy Michael wniosił moją walizkę do pokoju, stawiając ją przy łóżku. - Dzię-ęki za pomoc...

- Nie ma za co. - posłał mi szczery uśmiech od którego niejednej dziewczynie zmiękłyby kolana. - Zawsze do usług. Kolacja jest o dziewiętnastej, więc masz trzy godziny na rozpakowanie się. Jakbyś chciał zwiedzić szkołę, czy coś, to ja cały czas będę w pokoju. - Po tych słowach wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie samego z myślami i rzeczami do rozpakowania. Zacząłem wyciągać rzeczy z torb i układać je na ich nowe miejsca.



♦♦♦
Trzy godziny minęły w zadziwiająco szybkim tempie. Rozpakowałem większość rzeczy. Teraz stałem niepewny pod drzwiami Michaela i zastanawiałem się czy zapukać czy poszukać stołówki na własną rękę. Na moje szczęście, a raczej nieszczęście, drzwi uchyliły się, ukazując bruneta bez koszulki. Mój wzrok bezwiednie skierował się na wyrzeźbiony brzuch chłopaka i tam by pozostał, gdybym się nie opamiętał słysząc chichot Michaela. Spojrzałem na niego ze złością.

- Słyszałem cię pod drzwiami, miałeś zamiar zapukać czy tylko stać?

- Emmmm... - zupełnie nie wiedziałem co powiedzieć, czułem jak moje policzki oblewa gorący rumieniec.

- Nie ważne. - sięgnął po koszulkę i ją założył co wywołało u mnie nieproszone rozczarowanie, nie łatwe do ukrycia. - W jakiej sprawie przyszedłeś?

- Zaraz kolacja, a ja nie wiem gdzie mam iść...

- No tak... Zaraz cię zaprowadzę, tylko wezmę bluzę.

- Dobrze...
- A i tak w ogóle. - przechylił głowę - Uroczy rumieniec. - posłał mi łobuzerski uśmiech, po czym wciągnął na siebie bluzę napisem "BANG" i wyszedł z pokoju.

Starałem się zignorować ten przytyk o rumieńcu i po prostu iść, ale mój wzrok co chwile powracał do odrobinę wyższego chłopaka. Nawet nie wiem kiedy doszliśmy do stołówki.

- No to dzięki za pokazanie drogi. - uśmiechnąłem się nieśmiało.

- Wątpię, żebyś coś zapamiętał. Cały czas się na mnie patrzyłeś.

- Wcale, że nie.

- Widziałem przecież.

- Cicho bądź. - Odszedłem od niego by nałożyć sobie coś do jedzenia.

Chwile później szedłem z kawałkiem pizzy na talerzu w stronę jednego z wielu pustych stolików. Z tego co zauważyłem było dość mało uczniów, pewnie dopiero zaczną się zjeżdżać. Usiadłem przy stole. Mimowolnie zacząłem ukradkiem szukać wzrokiem tego przeklętego chłopaka. Nigdzie go nie widziałem. Pewnie poszedł, bo stwierdził, że jestem dziwny i poleciał do swoich kumpli pożartować z pierwszoklasisty.

- Szukasz kogoś? - Ktoś szepnął do mojego ucha, owiewając je gorącym oddechem. Podskoczyłem zaskoczony i szybko obróciłem głowę, czego strasznie pożałowałem. Teraz nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów, żaden się nie ruszył, żaden nawet nie drgnął bojąc się reakcji drugiego. Wpatrywaliśmy się w siebie intensywnie. Michael chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, ale najwyraźniej zrezygnował i patrzył wprost na mnie tymi ślicznymi oczami. Pewnie długo jeszcze byśmy tak trwali, gdyby nie jakaś laska z niebieskimi włosami.

- Ekhem... Miki?- zapytała spokojnie, ale chłopak i tak szybko się odsunął i usiadł na krześle obok mnie. Dziewczyna, która była ubrana jak mroczna lalka, zajęła miejsce naprzeciwko nas. - Halo? Ziemia do Michaela. Kim jest twój nowy kolega?

- To jest Alexander, nowy pierwszoklasista.

- Miło cię poznać Alexandrze. Ja jestem Maddie. Mogę mówić na ciebie Alex? - zapytała wyciągając do mnie smukłą dłoń z długimi pomalowanymi na granatowo paznokciami. - Widzę, że Miki cię polubił.

- Możesz. Tak chyba mnie polubił. - uśmiechnąłem się do niej i spojrzałem na uśmiechniętego Michaela. Tu, chyba nie będzie tak źle.

4 komentarze:

  1. Bardzo ładnie proszę o szybkie napisanie i udostepnienie kolejnego rozdziału 😍😍😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani prośba już jest rozpatrywana. :")

      Usuń
  2. Lof, lof, lof <3 zajebiste ^^ ~ skromna uwaga Frytki Domi :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lof ♥ dziękuje ^^ ~ skromna odpowiedź Frytki Olci

      Usuń