sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział II

                                                                                                              



Gdzie jest ta sala?! Nie mogę spóźnić się pierwszego dnia... Czemu ja zawsze muszę mieć takiego pecha? Nie może mieć go ktoś inny?! No kurwa. Przyspieszyłem kroku tak, że teraz niemal biegłem. Szukałem odpowiedniego numeru sali, nie zważając na to co przede mną. Ruszyłem w stronę następnych schodów, kiedy przy drzwiach jednej z sal zauważyłem Michaela rozmawiającego z jakąś lalką barbie w krótkiej czarno-białej sukience, która więcej odkrywała niż zakrywała. Zirytował mnie ten widok, chociaż nie powinien, bo przecież znam tego chłopaka od trzech dni. A jednak patrzyłem na tą scenę z niekrytą nienawiścią, przez co nie zauważyłem jakiegoś kolesia i na niego wpadłem.

- Patrz jak łazisz, cioto! - krzyknąłem nie mogąc opanować swojej złości.

- Coś ty kurwa powiedział?! - zapytał ktoś gardłowym tonem. Podniosłem wzrok do góry i odruchowo się odsunąłem. Przede mną znajdował się koleś wielkości ogra, gruby i śmierdzący. Cofnąłem się jeszcze o krok, jednak niewiele mi to pomogło, bo ogr zbliżył się i jego odór spowodował, że mnie zamroczyło, przez co nie zdążyłem uniknąć ciosu wymierzonego w moje oko. Zatoczyłem się lekko do tyłu, jednak udało mi się zachować równowagę. Przy drugim ciosie w brzuch nie miałem tyle szczęścia. Zgiąłem się w pół i runąłem na podłogę. Śmierdziel stał nade mną. co jakiś czas kopiąc mnie brzuch. Jęknąłem z bólu, gdy twardy but trafił w moje podbrzusze, Ostatkiem sił podniosłem głowę i spojrzałem na śmierdziela. Na jego twarzy widniał irytujący uśmiech wyższości. Gdybym tylko miał siłę, żeby wstać to bym mu przywalił...

- CO TO MA ZNACZYĆ?! - Usłyszałem jakiś wrzask za mną. Spróbowałem się odwrócić w stronę jego źródła, ale udało mi się tylko delikatnie obrócić głowę. To co ujrzałem wywołało u mnie falę przeróżnych emocji, wkurwiony Michael zbliżał się do głupio uśmiechającego się ogra. Chyba dostałem za mocno w głowę, bo brunet nawet nie dotknął tego oblecha, a ten poleciał do tyłu. Próbował wstać, ale Miki podszedł do niego i coś do niego cicho powiedział, po czym ogr uciekł. Obserwowałem tą scenę z niedowierzaniem, prawie zapomniałem o bólu. Jak Michael to zrobił?! Pewnie mam omamy i ten go uderzył, a ja sobie coś ubzdurałem. Spróbowałem uspokoić oddech. - Alex? - szepnął klękając przy mnie. Skrzywiłem się, kiedy obrócił mnie na plecy. - Bardzo boli? - Słabo kiwnąłem głową.

Miki spojrzał na mnie z troską w oczach i uśmiechnął się uspokajająco, jakby chciał powiedzieć "w co się wpakowałeś na samym początku?". Poczułem jak zaciska mi się żołądek, kiedy mnie wziął na ręce.

- Zabieram cię do pielęgniarki...

Dziesięć minut później leżałem na kozetce w gabinecie pielęgniarki, z lodem na oku. Niska kobieta dała mi woreczek z lodem i podała leki przeciwbólowe, które powoli zaczynam działać. Michael został na korytarzu. Wydawało mi się, że widzę u niego strach, ale pewnie mi się przywidziało. Powoli zaczynałem czuć się lepiej, kiedy uczucie odrętwienia minęło kobieta stwierdziła, że to dobrze i niedługo mogę wstać. Teraz mnie tylko strasznie bolał brzuch od kopniaków i oko od uderzenia. Po jakimś czasie postanowiłem się podnieść, korzystając z okazji, że pielęgniarka wyszła, otworzyłem drzwi wychylając głowę z gabinetu.

- He-ej. - wyszeptałem, wiedząc, że i tak mnie usłyszy. Szybko podniósł głowę i spojrzał na mnie z ulgą w oczach. Podniósł się z krzesła i podszedł do mnie, niemal od razu przyciągając mnie i zamykając w niedźwiedzim uścisku. Automatycznie odwzajemniłem uścisk.

- Dzięki bogu, że nic ci nie jest. - oznajmił cicho w moje włosy. - Co ci odbiło, żeby obrażać tego idiote?! - Miki nie odsuwając się nawet o milimetr, krzyknął na mnie. - A gdyby mnie tam nie było i zrobiłby ci coś poważniejszego!

- Przepraszam. - wyszeptałem cichutko. - Po prostu się zapatrzyłem i zdenerwował mnie widok ciebie z tą dziew... - Czemu ja mu to powiedziałem?! Nigdy nie umiem trzymać języka za zębami... Może jak skończę to nie zwróci uwagi na tamtą część zdania. - Nie chciałem go obrażać, po prostu tak wyszło...

- Tak wyszło?! Wiesz jak głupio to brzmi?! Masz na siebie uważać, rozumiesz?! - wbił we mnie poważne spojrzenie. Czy on aż tak się o mnie martwi? W sumie prawie się nie znamy, ale to słodkie, chociaż trochę dziwne. Podniosłem głowę, kierując swój wzrok na niego.

- Rozumiem. - powiedziałem dziękując w duchu, że nie wspomniał o tym co powiedziałem wcześniej.

- A co do twojego zapatrzenia się na mnie i Natty... - wybuchł śmiechem w połowie zdania. Pfff bezczelny... - Dobra, już jestem spokojny. - ponowny wybuch, ehhhh... - Już koniec. To słodkie, że jesteś zazdrosny.

- Nie jestem zazdrosny... - Sprzeciwiłem się nieco ochrypłym tonem, co spowodowało u Michaela iskierki rozbawienia w oczach.

- Wcale. - zaśmiał się po raz kolejny. Boże, jak on się cudownie śmieje.

- No nie. A teraz idę zwymiotować. - Jego oblicze natychmiast spoważniało.

- Coś ci jest? Źle się czujesz?

- Tak, cierpię na nadmiar troski i czułości z twojej strony. - Chłopak w odpowiedzi na moje słowa prychnął. Uśmiechnąłem się do niego i zorientowałem się, że Miki nadal mnie przytula. - No co?

- Nic, od teraz nie okaże ci ani grama czułość ani troski. - Puścił mnie, chcąc się odsunąć, ale ja mu nie pozwoliłem nadal go obejmując.

- Nie składaj obietnic, których nie dotrzymasz.


4 komentarze:

  1. 2 tygodnie??? :"C -czy Ty chcesz mnie zabić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ciągu dwóch tygodni, niestety. Przepraszam, ale mam dość ważne sprawy osobiste na głowie.

      Usuń
  2. Przykro mi, że Frytka Ja już nie pisze długich komentarzy jak kiedyś --- lof lof zajebiste <3. Amen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeżyje Frytko, jakos dam radę <3

      Usuń